Puk... puk...
Ponad pół roku od ostatniego posta...
Czyli
Jest dobrze :)
Więc, dlaczego dziś?
W Dzień Wszystkich Świętych...
Nie poszłam z Anią na cmentarze,
pomimo, że moich Bliskich ciała tam leżą,
ufam, że dusze w Niebie.
Nie poszłam, bo za blisko śmierci,
za blisko Ani, za blisko mi...
Nie chcę być z Anią na cmentarzu,
przynajmniej dziś i teraz.
Przygotowania zaduszkowe wokół
przyniosły mi moje przeżycia
uczuć i myśli, gdy Ania
mi, sobie, nam
umierała.
Gdy już sama ja
zwątpiłam,
czy jeszcze chce / może żyć
Przez ostatni tydzień
pytałam się siebie,
czy Matka może zwątpić w życie Dziecka
Chciałabym być taką Matką,
co nigdy nie zwątpi, co zawsze wierzy i wie,
że będzie dobrze
Nie jestem. Przykro mi.
Mam wiarę, nadzieję, miłość
ale
nieraz
c o ś
mnie
przerasta
Przerósł mnie moment
trwający jak wieczność,
gdy już sama nie oddychała,
nie jadła,
nie piła.
Nie wierzyłam, że można
czuć śmierć obok
Pamiętam ten moment wieczności
gdy Ani prawie nie było
obok Niej i aparatury
byłam ja
i była śmierć
Obie czekałyśmy.
W tym czasie słowo,
jedno zdanie było u mnie za całą modlitwę.
"Boże, Ty wiesz."
i Ania jest :)
Jesteśmy.
Dziś byłam z Nią,
dzień bycia z Mamą
"same" - jak Angel mówi.
Spacery, kino, jedzonko -
święciłyśmy Życie, które dziś jest
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz