wtorek, 1 listopada 2016

Puk... puk...
Ponad pół roku od ostatniego posta...
Czyli
Jest dobrze :)

Więc, dlaczego dziś?
W Dzień Wszystkich Świętych...

Nie poszłam z Anią na cmentarze,
pomimo, że moich Bliskich ciała tam leżą,
ufam, że dusze w Niebie.

Nie poszłam, bo za blisko śmierci,
za blisko Ani, za blisko mi...

Nie chcę być z Anią na cmentarzu,
przynajmniej dziś i teraz.

Przygotowania zaduszkowe wokół
przyniosły mi moje przeżycia
uczuć i myśli, gdy Ania
mi, sobie, nam
umierała.

Gdy już sama ja
zwątpiłam,
czy jeszcze chce / może żyć

Przez ostatni tydzień
pytałam się siebie,
czy Matka może zwątpić w życie Dziecka

Chciałabym być taką Matką,
co nigdy nie zwątpi, co zawsze wierzy i wie,
że będzie dobrze

Nie jestem. Przykro mi.

Mam wiarę, nadzieję, miłość

ale

nieraz
c o ś
mnie
przerasta

Przerósł mnie moment
trwający jak wieczność,
gdy już sama nie oddychała,
nie jadła,
nie piła.

Nie wierzyłam, że można
czuć śmierć obok

Pamiętam ten moment wieczności
gdy Ani prawie nie było
obok Niej i aparatury
byłam ja
i była śmierć
Obie czekałyśmy.

W tym czasie słowo,
jedno zdanie było u mnie za całą modlitwę.
"Boże, Ty wiesz."
i Ania jest :)

Jesteśmy.
Dziś byłam z Nią,
dzień bycia z Mamą
"same" - jak Angel mówi.
Spacery, kino, jedzonko -
święciłyśmy Życie, które dziś jest